Tort w temacie kosmos. Mogłam zrobić go w fondancie z powycinanymi kółkami kolorowymi jako planety i gwiazdkami albo zrobić go w kształcie rakiety. Ale nie, wolałam spróbować czegoś nowego, bez masy cukrowej. Postanowiłam zrobić (za radą mojej kochanej kuzynki) tort oblany glazurą lustrzaną. Pomysł był świetny, wykonanie… no cóż 😉
Do rzeczy – tort miał wyglądać tak:
Piękny, lustrzany, z rozmytymi kolorami i srebrnym brokatem… Efekt końcowy był niestety daleki od tego ze zdjęcia.
Skorzystałam z klasycznego przepisu na tort śmietankowy z truskawkami (w wersji z frużelina malinową) oraz przepisu na glazurę lustrzaną.
Wszystko szło dobrze, tort przygotowany, brokat czekał w miseczce, glazura zrobiona, podzielona na mniejsze części i zabarwiona na: ciemnoniebieski, jasnoniebieski, fioletowy i różowy.
I tu nastąpił błąd, bo zbytnio skupiłam się na sprawdzaniu temperatury glazury (30-35 stopni), a za mało na jej konsystencji. Najpierw wylałam na tort ciemnoniebieską polewę. No i niestety okazała się zbyt zestalona i nie chciała praktycznie spływać po torcie. Jakoś ją popchnęłam do brzegów i spróbowałam “wylewać” paski kolejnych kolorów. Niestety nie wylewały się, już były takie zglutkowane. Rozcieranie ich po wierzchu też nie pomogło, bo szpatuła się raczej przyklejała do glazury niż mieszała kolory.
Dla uratowania wrażenia kosmosu, sypnęłam z wierzchu trochę brokatem. Trochę pomogło. Potem wbiłam papierową rakietę na patyczku. Też pomogło.
Więc… tort nie wyszedł gładki, glazura nie była lustrzana, ale tak naprawdę tylko ja wiedziałam jak on powinien wyglądać i rodzina wspaniałomyślnie 😉 stwierdziła, że jest piękny…
Glazuro! Jeszcze z tobą nie skończyłam, przygotuj się na drugie starcie 😉
Ale przyznam, że w smaku ciekawa alternatywa dla masy cukrowej.
I tak wyszło przepięknie!
Dziękuję ❤